By Irena Lasota, 12.06.2015
Tak jak nie chcę, by pobożny żyd czy muzułmanin zakazywał mi jedzenia wieprzowiny, a katolik zaganiał do spowiedzi – tak silnie, albo silniej jeszcze, jestem za wolnością wyznania.
Podobny stosunek mam do różnych innych spraw społecznych, politycznych i obyczajowych. Proszę bardzo, ale nie wchodźcie mi na głowę. Jest więc czymś normalnym dla mnie, że ktoś może być homoseksualistą (zwanym też gejem) czy lesbijką, póki nie robi się z preferencji seksualnych ideologii i nie stawia mnie w jakiejś grupie, której głównym wyznacznikiem jest, czy jestem za czymś czy przeciwko. Ale nie o mnie chodzi, lecz o przesunięcia i walki na politycznym ekranie feminizmu w Stanach, które jak wszystkie tego rodzaju nowinki dotrą do Polski dopiero za kilka lat. I wtedy może być wesoło.
Otóż tradycyjne feministki – te, które wymyśliły i wcierały w nas pogląd, że nie ma żadnej różnicy między kobietami a mężczyznami, poza oczywiście nieistotną różnicą kilku centymetrów i różnicą społeczną, którą przeciwko kobietom wymyślili mężczyźni, narzucając „role” męskie i żeńskie – wycofują się na z góry nieupatrzone pozycje.
Wycofują się w popłochu i zamieszaniu ideologicznym na pozycje tradycjonalistów społecznych i nawet, o zgrozo, na pozycje biblijne (Bóg stworzył i Adama, i Ewę).
Kobiety feministki poczuły się zagrożone pojawieniem się neokobiet, kobiet transpłciowych, takich jak ostatnio reklamowany Bruce Jenner, ojczym panien Kardashian, który po kuracji hormonalnej i kilku operacjach objawił się światu jako Caitlyn Jenner. Trudno mu się dziwić: gdybym była jednym z nielicznych mężczyzn w tej rodzinie kobiet wampirów Kardashianek, też bym pewnie myślała o jakiejś ucieczce.
Podobnie jak konserwatysta to liberał, na którego napadnięto i zabrano portfel, tak i radykalne feministki to kobiety tradycyjne napadnięte przez neokobiety. Ocenia się, że kobiet transseksualnych jest obecnie w Stanach około 150 000. Dane są przybliżone, tak jak i nieprecyzyjna jest terminologia. Transpłciowy to ktoś, kto uważa, że jest innej płci, niż ta, której jest faktycznie, transseksualny to ktoś, kto dokonał w związku z tym zabiegów zwanych korektami płci.
Okazuje się, że nawet po długoletnich i kosztownych terapiach hormonalnych, po usunięciu tych kilku centymetrów i zarostu, neokobiety, koleżanki i towarzyszki walki z męskim uciskiem są często bardziej mężczyznami niż kobietami. Świetnym przykładem jest zawodniczka jednego z bardziej brutalnych sportów walki, MMA (Mixed Martial Arts), o powabnym imieniu Fallon, która zmasakrowała w minutę swoją przeciwniczkę, łamiąc jej przy tym kości. Neokobiety masakrują też (w przenośni) tradycyjne kobiety i triumfują w sportach, biznesie i sztuce. Doprowadziło to do kontrowersji – politycznych, językowych, zawodowych – wszystkich oczywiście mało politycznie poprawnych. Sporów można oczekiwać przy okazji różnych imprez sportowych, zwłaszcza nadchodzącej olimpiady, gdyż od 20 lat MKOl nie stosuje już testów na identyczność płciową, można podejrzewać, że zdradzieccy mężczyźni zakradną się między kobiety – kto wie, może jak Stanisława Walasiewiczówna przed wojną?
Radykalne lesbijki utrzymują, że mężczyźni, zazwyczaj w średnim wieku, zmieniają płeć na żeńską, by opanować organizacje kobiece i lesbijskie i lepiej panować nad kobietami. Mimo zmiany płci zostają w duszy i zachowaniu heteroseksualnymi mężczyznami, którzy, jak wiemy, chcą kobietami rządzić. I w dodatku ciągle mają męskie pięści.
Sprawa jest niezwykle skomplikowana, jak widać, czasami absurdalna, ale też w dużej mierze szkodliwa, gdyż te różne zachowania i ideologie przeniknęły do szkół, nawet podstawowych, gdzie biedni nauczyciele często już nie wiedzą, jak (i kogo) mają uczyć.
PS Zastanawiamy się czasem, gdy coś robimy lub mówimy, „a co by na to powiedział ten czy tamten”. Mam różnych takich aniołów stróżów i dwóch z nich jest szeroko znanych. Sławomir Mrożek i Janusz Szpotański. Z całej sympatii do prezydenta elekta Andrzeja Dudy radzę jego entuzjastycznym wielbicielom, by czasem się zastanowili, gdy piszą elegie o złapaniu zdmuchniętej hostii lub spotkaniu z wiceprezydentem i premierem Zjednoczonych Emiratów Arabskich emirem Dubaju szejkiem Mohammedem bin Rashidem al-Maktoumem. Bardzo dobrze, że odbywają się takie spotkania, ale prezydent elekt już niedługo będzie spotykał ważniejszych i poważniejszych przywódców z krótszymi nazwiskami i tytułami.