By Irena Lasota,  22.05.2015

Siergiej Kużugietowicz Szojgu jest ministrem obrony Rosji. Daruję tu sobie dłuższą wzmiankę o Orwellu i pytanie, po co agresorowi potrzebne jest ministerstwo obrony.

Przed kim? I czy wiele osób wie lub pamięta, że słynny Pentagon, czyli departament obrony Stanów Zjednoczonych, nazywał się do 1947 roku Departamentem Wojny?

Szojgu jest bardzo ciekawą postacią z wielu powodów. Po pierwsze, jest często wspominany jako jeden z kilku możliwych następców Putina. Oczywiście w krajach takich, jak dzisiejsza Rosja, XVI-wieczna Turcja znana nam z serialu „Wspaniały wiek” czy Korea Północna, popularny następca jest sprzecznością samą w sobie – jeśli jest popularny, to nie będzie następcą, tylko straci głowę. Nawet w demokracjach czy półdemokracjach (ostatnio w języku politologii stały się popularne „pół-coś tam”, które co bardziej uczeni zastępują słowem „hybryda”) zbyt popularny polityk zagrażający wiodącej roli przywódcy państwa czy partii też zazwyczaj dobrze nie kończy, choć uchodzi z życiem.

Po drugie, Szojgu ma opinię neutralnego, zdolnego technokraty. Oczywiście w kraju, w którym można w jeden dzień przekonać obywateli, że księżniczka Kate adoptowała sierotę, a nie urodziła księżniczkę, ta opinia nie ma potwierdzenia w faktach, które znamy lub których nie znamy. Szojgu był w każdym razie w latach 1991–2012 ministrem ds. sytuacji nadzwyczajnych. Bardzo ciekawa kariera jak na Rosję. Służył pod 12 premierami i zyskiwał popularność, będąc pokazywany w telewizji jako specjalista a to od powodzi, a to od katastrof samolotowych, a to od dwóch wojen w Czeczenii, a to od terroryzmu.

Po trzecie, Szojgu jest kawalerem ponad 20 orderów i medali, w tym odznaczeń wolnej Rosji i „Za powrót Krymu”. Oczywiście ten ostatni zaszczyt może skłonić kogoś do pytania, za co minister obrony dostał medal, skoro wojsko Rosji nie uczestniczyło w „przywróceniu Krymu do macierzy”: był to ponoć demokratyczny akt woli ludu rosyjskiego na Krymie. W Rosji nikt o to nie pyta, bo wszyscy wiedzą swoje, a na Zachodzie, jak pisałam, Szojgu uchodzi za bezpartyjnego i porządnego.

Po czwarte, mimo że był odpowiedzialny za żołnierzy rosyjskich – w mundurach czy bez – przebywających nielegalnie na terenie Ukrainy, i mimo że wszczęto przeciwko niemu śledztwo na Ukrainie, Szojgu nie znalazł się na żadnej liście Rosjan mających zakaz wjazdu do Unii Europejskiej czy do Stanów Zjednoczonych. Na listach tych natomiast jest kilkadziesiąt płotek, które – jak Ramzan Kadyrow czy Władimir Żyrinowski – nie słyną z zamiłowania do podróży.

Po piąte, Szojgu jest założycielem Międzynarodowej Federacji Sportu Strażaków i Ratowników, do której należy około 20 krajów, w tym Polska: do roku 2012 był jej prezydentem. Nie zmyślam. Można sprawdzić w internecie.

A po szóste, Siergiej Kużugietowicz Szojgu jest człowiekiem światowym. Z zawodu jest inżynierem budowlanym i ostatnie dziesięć lat przed upadkiem Związku Sowieckiego spędził za granicą, zajmując się ponoć wielkimi budowami. W kraju, w którym wielu z trudem mówi jednym językiem, on włada dziewięcioma. W kraju, w którym wielu kroi kiełbasę zardzewiałym nożem – on ma największą w Rosji kolekcję szabel samurajskich, wartą kilkadziesiąt tysięcy dolarów. I naród jest z tego dumny.

A co na koniec? 9 maja Szojgu cały w orderach, otwierając defiladę zwycięstwa w Moskwie, z powagą przeżegnał się szerokim znakiem krzyża. Wywołało to pozytywne echa w cywilizowanym świecie. No proszę, czyli on wcale nie jest taki zły. Nie mnie oceniać, czy ktoś jest wierzący i w co wierzy, ale spytałam mojego zaprzyjaźnionego Rosjanina, jak wytłumaczyć ten niezwykły gest byłego członka KPZR i obecnego członka putinowskiej partii „Jedność”. – Nie przejmuj się tym – powiedział L. – On to musiał zrobić, bo ostatnio rozeszły się szeroko wieści, że jest Żydem.

Szojgu był zawsze przedstawiany jako buddysta, przykład rasowej i religijnej otwartości Rosji: Tuwańczyk mongolskiego pochodzenia lub Mongoł – tuwańskiego. Ciekawy zbieg okoliczności: w 1944 roku państwo Tannu Tuwa w niejasnych okolicznościach przyłączyło się do Związku Sowieckiego. A ojciec Szojgu, Tuwańczyk, był tam aktywnym komunistą: może przekazał synowi techniki aneksji? Mama ministra Szojgu była Rosjanką i mimo że ma na imię Aleksandra, to otczestwo nie najlepsze – Jakowlewna. Kiedyś zobaczymy, czy znak krzyża pomógł.