By Irena Lasota
11.12.2015

Wygląda na to, że zanim rząd zajmie się polityką historyczną, będzie się musiał zająć polityką polityczną.

Polityka historyczna miała być przeznaczona przede wszystkim dla świata. Miała informować i uświadamiać, że Polska jest krajem tolerancyjnym, z tradycjami demokratycznymi i zasługami dla cywilizacji, kiedyś zwanej zachodnią, a dziś już nie wiem jak zwanej.

Zanim jednak będzie można się do tego zabrać, konieczne będzie pilne odwrócenie fali negatywnych artykułów i komentarzy, które ukazują się o Polsce w mediach anglojęzycznych. To ciekawy fenomen: zorganizowana kampania zaczęła się miesiąc przed zaprzysiężeniem nowego rządu PiS. Pierwszy zatrąbił oczywiście Adam Michnik: „Jeśli ktoś jest ciekawy, jak może wyglądać Polska pod rządami Kaczyńskiego i Macierewicza, niech spojrzy na Rosję rządzoną przez Putina” – napisał redaktor, co zostało podchwycone i przekazywane co najmniej jak wirus Ebola.

Przyznaję, że wtedy bardziej zaniepokoiło mnie wybielanie Putina, co też jest specjalnością Michnika. Jeśli Putin jest jak Kaczyński i Macierewicz (a nawet trochę lepszy, bo ma duszę), to Rosja powinna natychmiast dołączyć do NATO i wejść do Unii Europejskiej.

W maju opublikowałam na łamach „Plusa Minusa” felieton „Nie dać z Dudy zrobić Orbána”, gdzie pisałam: „Jeszcze zanim Viktor Orbán zaczął wdrażać reformy, został okrzyknięty populistą, nacjonalistą, komunistycznym antykomunistą i dyktatorem. Tak zwana lewica liberalna (dużo przyjaciół Michnika) zmobilizowała europejską opinię publiczną, organizacje praw człowieka, stowarzyszenia dziennikarskie i komisje europejskie pod hasłem »No pasaran!« – faszyzm nie przejdzie”. Pisałam to, jak widać, po wyborach prezydenckich, ale przed parlamentarnymi.

Gdyby ktoś mnie pytał o zdanie (czego nikt nie robi), to na pewno radziłabym, aby nowe władze w Polsce mądrzej wybrały pierwsze pola potyczki i dobrze się do nich przygotowały. I w Polsce, i na świecie. Sprawa Trybunału Konstytucyjnego jest tego doskonałym przykładem. Trybunał nie odgrywał w Polsce żadnej specjalnej roli, większość ludzi o nim nie słyszała, a na pewno nie cieszył się powszechnym szacunkiem. Jednak istniał.

Mówiąc językiem mało politycznym, na oko wygląda to tak, że Platforma Obywatelska podstępnie uwiodła i wychędożyła TK po cichu, podczas gdy PiS zrobił to samo, tyle że na oczach wszystkich i z dużym sapaniem. Kto co kiedy komu zrobił, jest już zbyt skomplikowane. Ponieważ śledziłam szczegółowo sprawę Mariusza Kamińskiego – rozumiem motywację jego ułaskawienia. Ale nie jestem w stanie wytłumaczyć tego komuś, kto pisze, że „nowy rząd mianował szefem służb specjalnych kogoś, kto był już skazany za nadużycie władzy przy prześladowaniu przeciwników politycznych”. Nawet Emil Zola potrzebował ponad 5 tysięcy słów w swoim słynnym artykule „J’accuse…!” w obronie Alfreda Dreyfusa. (Dla miłośników poloników – za najlepszego tłumacza tego artykułu na angielski uchodzi prof. Shelley Temchin, wnuczka Emila Sommersteina, posła na Sejm RP w latach 1922–1939).

Najgorzej ma Antoni Macierewicz, nazwany „outspoken anti-Semite”, czyli „szczerym i wyrażającym swoje opinie antysemitą”. Dowodem ma być mętna wypowiedź Macierewicza sprzed kilkunastu lat na temat „Protokołów mędrców Syjonu”. Jak udowodnić, że się antysemitą nie jest? „Lecz choćby przyszło tysiąc atletów i każdy zjadłby tysiąc kotletów, i każdy nie wiem jak się wytężał, to nie udźwigną – taki to ciężar!” – pisał Julian Tuwim, Polak, Żyd i antysemita. Nawet petycje od miliona ludzi, że Macierewicz nie jest antysemitą, nie przekonają przekonanych. Przekonać świat może jeden jedyny człowiek, który wydałby zaświadczenie w stylu: „Znam Antoniego M. od pół wieku (….), mogę o nim powiedzieć, że jest gorszy od Putina, ale antysemitą nie jest”. Albo minister Macierewicz może podać do sądu autora obraźliwych słów.

Gdyby ktoś mnie pytał o zdanie (czego nikt nie zrobi), radziłabym zorganizować (inteligentne) kampanie informacyjne. Dużą konferencję prasową w Warszawie dla dziennikarzy zagranicznych, seminarium w Brukseli, Paryżu czy Waszyngtonie na temat „Polska droga do demokracji”, czy coś w tym rodzaju. Ale nie z nudnymi referatami, ale szczerymi rozważaniami na temat tego, co się stało i co się dzieje. A gdybym chciała czymś naprawdę zaimponować, zamknęłabym granicę w Kaliningradzie i wydaliła trochę szpiegów rosyjskich z Polski.